(kopia – za zgodą – artykułu ze strony The Times Polska z dnia 2008-11-19)  W najbliższych wyborach prezydenckich jeszcze nie będzie można wybierać przez internet, ale w kolejnych już raczej tak (© PAP) Szykuje się wyborcza rewolucja. Zamiast wrzucać głos do urny, klikniesz myszką. Następny Sejm może wybierzemy drogą mejlową.
Jeszcze wiosną tego roku Platforma zapowiadała, że pierwsze głosowanie za pośrednictwem internetu odbędzie się już w czerwcu 2009 r., przy okazji wyborów do europarlamentu. Teraz jednak okazuje się, że obietnica była pochopna. Powód? Nie ma już czasu na zmiany.
Przede wszystkim trzeba znowelizować prawo, które dopuści taką metodę głosowania. Ale bodaj jeszcze ważniejsze jest sprawdzenie, czy obecne technologie pozwolą na sprawne przesyłanie mejla z głosem oraz czy są wystarczające zabezpieczenia przed oszustwami i hakerami. - Dobrze by było, żeby przy pomocy internetu udało się przeprowadzić wybory do Sejmu i Senatu w 2011 r. – mówi "Polsce" poseł Waldy Dzikowski (PO) pilotujący projekt wirtualnego głosowania. Nie wiadomo jednak, czy Sejm zdąży uchwalić projekt w terminie, który to umożliwi. Bowiem zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego zmiany w systemie wyborczym powinny wejść w życie najpóźniej pół roku przed głosowaniem. – A właściwie na pół roku przed zarządzeniem głosowania – precyzuje Beata Tokaj, dyrektor zespołu prawnego Państwowej Komisji Wyborczej. A wybory muszą być ogłoszone najpóźniej w marcu 2009 r. Gdyby sztywno trzymać się rozstrzygnięcia TK, projekt PO musiałby już obowiązywać. – Trzeba pamiętać, że na podstawie wyroku Trybunału ktoś może zaskarżyć wybory – przestrzega Tokaj. Opóźnienia we wprowadzaniu wirtualnego głosowania nie zniechęcają Platformy, która liczy, że w ten sposób zachęci do głosowania ludzi młodych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych cały czas analizuje techniczną stronę zagadnienia. Jest kilka sposobów, by głosujący przez internet mógł zostać prawidłowo zidentyfikowany, np. poprzez logowanie się przy pomocy specjalnych kodów przyznawanych przez Państwową Komisję Wyborczą. Ale najbardziej niezawodny i sensowny wydaje się pomysł użycia podpisu elektronicznego, który ma się znaleźć w czipach nowych dowodów osobistych (obecnie trzeba za niego zapłacić). Taki dowód wkładalibyśmy do specjalnej skrzynki podłączonej do komputera, a nasz głos znajdowałby się w pliku wysłanym mejlem. W komisji wyborczej plik byłby dzielony na dwie części: jedną z głosem, a drugą z kodem do jego odszyfrowania. Wszystko po to, żeby zachować warunek tajności głosowania. Jeśli szybko udałoby się zmienić prawo, a system informatyczny przeszedłby pozytywnie testy, to po raz pierwszy przez internet moglibyśmy wybrać posłów i senatorów w 2011 r. Także dopiero wtedy mogą być gotowe nowe dowody osobiste. Nowego prezydenta w 2010 r. wybierzemy więc jak do tej pory. My dopiero czekamy na możliwość głosowania za pomocą kliknięcia myszką, a tymczasem w tegorocznych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych swój głos przez internet oddało blisko 700 osób. Za pośrednictwem komputerowej sieci głosowali żołnierze w wybranych amerykańskich bazach na terenie Niemiec, Japonii i Wielkiej Brytanii. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie było to głosowanie zdalne, lecz wyboru kandydata dokonywali na specjalnie przygotowanych laptopach w lokalu komisji wyborczej. W komputerach było zainstalowane jedynie oprogramo- wanie potrzebne do dokonanie aktu głosowania (inne programy mogłyby zagrozić bezpieczeństwu operacji). Samo głosowanie przypominało zamówienie towaru w sklepie internetowym. Ograniczyło się do kilku kliknięć myszką, a następnie wydrukowania formularza i oddania go komisji wyborczej, by można było się nim posłużyć w przypadku awarii systemu. Cztery lata wcześniej takie próbne głosowanie przez internet było zorganizowane w stanie Arizona. Jednak ostatecznie komisja wyborcza stwierdziła, że jest jeszcze za wcześnie na upowszechnienie takiego systemu. Zwolennicy głosowania przez internet w USA uważają, że system jest łatwiejszy niż obsługa elektronicznych maszyn do głosowania z ekranem dotykowym, które zastąpiły w Ameryce urny wyborcze. W naszym kraju szukanie pomysłów na to, jak ułatwić głosowanie, to m.in. skutek bałaganu, jaki miał miejsce podczas ostatnich wyborów do parlamentu. Polacy przebywający na emigracji, np. w Wielkiej Brytanii, często musieli wybierać się w długą podróż do komisji wyborczej w konsulacie, a potem odstać nawet kilka godzin w kolejce. Kolejki do urn można było także zobaczyć w stolicy. Na dodatek po wyborach Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że 1-2 miliony niepełnosprawnych nie głosuje, bo ma problemy z dostaniem się do lokali wyborczych, które z reguły nie są przystosowane do ich potrzeb. PO część tych postulatów już uwzględniła, bo u marszałka Sejmu leży od kilku tygodni projekt zmiany ordynacji do europarlamentu. Zakłada on, że wybory będą mogły się odbywać przez dwa dni. Przewiduje także, że osoby z wyraźną i umiarkowaną niepełnosprawnością czy w wieku powyżej 75 lat nie będą musiały osobiście wrzucać głosu do urny. Będzie mógł to zrobić za nie nich ich pełnomocnik. *** Gdzie na świecie głosują mejlem Platforma chce się wzorować na Estonii, gdzie można głosować przez internet od kilku lat. Estończycy używają do tego dowodów z czipami, w których zakodowany jest podpis elektroniczny. W ostatnich wyborach w ten sposób zagłosowały 3 proc. uprawnionych, czyli 36 tys. osób. System wypróbowywano także w Australii i Wenezueli. W USA można głosować za pośrednictwem sieci w kilku stanach. Rozważali to także Brytyjczycy, ale badania pokazały, że ludzie obawiają się fałszerstw. Co ciekawe, za takim systemem głosowania byli raczej ludzie starsi. |